Wszyscy różni, każdy równy!
Instalacja Rafała Wojczala na ogrodzeniu Polskiej Ambasady w Oslo.
Niektórzy przyjechali do Norwegii w celach stricte zarobkowych, kolejni z powodów polityczno – społecznych. Jeszcze inni z miłości do natury. Większość z nich w ogóle nie myśli o powrocie do swojego kraju. Niektórzy twierdzą, że nie muszą wracać, bo nigdy tak naprawdę z niego nie wyjechali. Są też tacy, którzy planują powrócić będąc już na emeryturze. W Królestwie Norwegii pracują we wszystkich sektorach gospodarczych. Łączy ich tylko jedno, pochodzenie etniczne – są Polakami.
Trochę pasji i pewien przypadek.
Od 2-go maja, na ogrodzeniu polskiej ambasady w Oslo, można oglądać wystawę Rafała Wojczala – artysty i fotoreportera, który postanowił przejechać całą Norwegię i spotkać żyjących tu Polaków. – Moje zainteresowanie związane z migracją zaczęło się ok. 2016 roku. Dużo czasu, jako reporter, spędzałem z uchodźcami. Między innymi z Syrii, Kurdystanu, czy później z Ukrainy. Oni również w jakimś stopniu są migrantami. To nie tylko czynniki ekonomiczne, ale także zawodowe lub życiowe, powodują podejmowanie takich decyzji – opowiada o swojej pasji Rafał. Jak zaznacza, wybrał Norwegię, ponieważ zawsze fascynowało go piękno jej natury. Dodatkowym czynnikiem było bezpieczeństwo i mnogość miejsc do obsługi podróżnych przemieszczających się kamperem, a także pewien przypadek: – W momencie wybuchu wojny na Ukrainie, jako fotograf, zostałem zatrudniony przez „Dagbladet” (jeden z najpopularniejszych dzienników i serwisów informacyjnych w Norwegii, red.) do relacjonowania wydarzeń blisko granicy. Tam właśnie poznałem Kristiana – fotoreportera z Norwegii. Zaprzyjaźniliśmy się i pewnego razu opowiedział mi o książce traktującej o Polakach, która wywołała niemałe poruszenie w środowisku norweskim – wspomina. Książka, o której była mowa, to wydana początkowo tylko w języku norweskim: „Jeg er ikke polakken din” („Nie jestem twoim Polakiem”), autorstwa Ewy Sapieżyńskiej, która również jest jedną z postaci, przedstawionych na fotografiach.
10 tysięcy kilometrów w 6 tygodni.
Instalacja jest rozmieszczona na 49-ciu planszach ze zdjęciami oraz dwujęzycznym opisem charakteryzującym poszczególnych bohaterów (w języku polskim i norweskim). Wszystko znajduje się na, przygotowywanym do remontu (świadczy o tym wiszący baner z informacją po angielsku, że poszukiwani są wykonawcy do modernizacji muru), ogrodzeniu Polskiej Ambasady w Oslo. To właśnie dzięki jej uprzejmości oraz funduszom uzyskanym z norweskiej organizacji „Fritt Ord” udało się w pełni zrealizować ten projekt. Początkowo, uzyskanie potrzebnego wsparcia finansowego wydawało się niezmiernie trudne, ze względu na istniejące w Polsce procedury, odnośnie pozyskiwania takich środków. – I znowu ten Kristian. To on powiedział mi o norweskim stowarzyszeniu, które dzieli dziennikarskie granty, żebym się do nich zgłosił z moim pomysłem. Wnioskowałem o 100 tysięcy koron, bo chciałem poświęcić na ten reportaż pół roku. Dotrzeć nawet do najmniejszej miejscowości, popatrzeć, pochodzić z rodakami do pracy, poznać ich codzienność… Niestety przyznano mi tylko 40 tysięcy i musiałem nieco zmodyfikować plany – opowiada. Za otrzymane pieniądze, w czerwcu 2023 roku, wyruszył w sześciotygodniową podróż. Od Kristiansand na południu, po Gamvik, czyli jednej z najbardziej na północ położonej miejscowości. Od zachodniego miasta Bergen, po leżące na wschodzie Oslo. Przejechał prawie 10 000 km., żeby pokazać, że Polacy tu mieszkający, niczym się nie różnią od rodowitych Norwegów. Mają swoje domy, pracują, zakładają rodziny, korzystają z możliwości, jakie daje im norweskie środowisko. Zaznacza również, że wystawa w dużej mierze, dedykowana jest właśnie dla Norwegów, żeby obalić istniejące stereotypy. – Trochę mnie zaskoczyła ta nasza różnorodność i przystosowanie się Polaków do panujących tu warunków. Praktycznie w każdym miejscu, które odwiedzałem, można było spotkać polskie akcenty – tłumaczy. Słusznie zauważa, że – nie wszyscy pracują tutaj na budowach czy w stoczniach. Są pracownicy fizyczni, naukowcy, a także prawnicy czy nauczyciele. Zajmujemy wszystkie szczeble drabiny społecznej. To chyba najważniejszy aspekt tej wystawy. Pokazać nas, Polaków tu mieszkających, jako obywateli tego kraju.
Pracownicy fizyczni i naukowcy.
Jednak dobry plan i otrzymane finansowe wsparcie, to nie wszystko. Potrzebni byli chętni, którzy wezmą udział w tym działaniu. Ku kolejnemu zaskoczeniu autora, spotkała go klęska urodzaju. – Ogłosiłem się na grupach społecznościowych, że poszukuję rodaków do mojego fotoreportażu. Zgłosiło się mnóstwo osób. Niektórym musiałem odmówić ze względu na ograniczenia czasowe. Całą trasę zaplanowałem tak, żeby uzyskać zamierzony efekt – precyzuje reporter. Zamierzony efekt, przyniósł oczekiwane korzyści. Różnorodność naszych rodaków przedstawiona przez Rafała, jest naprawdę duża. Oprócz pracowników fizycznych, którzy nie są zmarginalizowani, dzięki autorowi, można poznać naprawdę zasłużone osoby, które przyczyniły się do tworzenia dobrego wizerunku naszej narodowości. Oprócz wspomnianej wcześniej Ewy Sapieżyńskiej, uwagę przyciąga Nina Witoszek: profesor historii i kultury na Uniwersytecie w Oslo, felietonistka i komentatorka – wybrana w 2006 roku, jako jedna spośród dziesięciu najważniejszych intelektualistek w Norwegii, przez wspomniany już dziennik „Dagbladet”. Na fotografiach poznamy również założycielki polskich organizacji, działających na terenie Norwegii – Katarzynę Karp i Sylwię Balawender z organizacji Razem z Kristiansand oraz Kamilę Warciak z Bergen, czyli panią prezes stowarzyszenia Beatus Cras. Można również rozpoznać Grześka vel. Gregor, który był uczestnikiem norweskiej edycji „Lego Masters Norge”, a także Michała, który odpowiedzialny jest za funkcjonowanie morskiej latarni na dalekiej północy.
Ekonomiczni pielgrzymi?
Niewielki problem pojawił się także przy tłumaczeniu: – nowością dla mnie było również przetłumaczenie podpisów pod zdjęciami na język norweski np.: mniejszości narodowej. Okazało się, że Polacy w ogóle nie są tutaj mniejszością narodową, to sformułowanie dotyczy tylko pięciu nacji tu zamieszkujących. Zarezerwowane jest dla: Samów, Romów, Żydów czy Kwenów. Polacy są po prostu mieszkańcami Norwegii, nie mają przywilejów jako mniejszość narodowa – precyzuje. Jednocześnie zwraca uwagę na brzmienie tytułu wystawy, który z założenia miał być zupełnie inny. Przyznaje, że początkowo wystawa miała się nazywać „Ekonomiczni pielgrzymi”, ale – zmieniłem to, bo jak się okazało, tylko niewielka część naszych rodaków przyjechała tutaj ze względów finansowych. Nazwa wystawy jest trochę zawadiacka, ale to dobrze, bo dzięki temu wzbudza większe zainteresowanie – wyjaśnia artysta.
Następny przystanek – Kristiansand.
Nie bez znaczenia było również wsparcie Polskiej Ambasady w Oslo, która pomogła Rafałowi w realizacji tego projektu, nie tylko udostępniając mu miejsce na instalację. – W zasadzie to wszystkie wydruki zostały zrobione przez ambasadę, która zamówiła je w jednej z polskich agencji reklamowych, działających na terenie Oslo – precyzuje autor. Dodatkowo, na czas instalacji zapewnili dla niego służbowe mieszkanie. – To była naprawdę duża pomoc – kończy, bo już za chwilę, odbędzie się oficjalne otwarcie, które odbyło się 2-go maja o godzinie 16 . W związku z tym, że obecnie placówka dyplomatyczna nie posiada ambasadora, spotkanie poprowadził Chargé d’affaires, czyli „opiekun” ambasady. Wystawę będzie można oglądać do końca maja, a następnie całość ruszy w drogę do Kristiansand, gdzie będzie pokazywana przez cały czerwiec. Istnieje także szansa, że w następnym miesiącach zobaczymy ją w Bergen i być może w Trondheim. Jeśli będziecie w okolicy, warto poświęcić trochę czasu i odwiedzić wystawę polskiego fotoreportera, bo jak sam zapewnia – Takie rzeczy są potrzebne, żeby pokazać naszą różnorodność. Przecież jesteśmy tacy jak oni.
Dodaj komentarz