Niektórzy odmawiają szczepienia się preparatem AstraZeneki i wolą poczekać na możliwość zaszczepienia się Pfizerem/BioNTechem czy preparatem Moderny. Wyjaśniamy, czym się różnią szczepionki przeciw COVID-19.
Pfizer/BioNTech
To zdecydowanie najpowszechniej stosowana dziś szczepionka przeciw COVID-19. Ma również najlepszą opinię i to o nią proszą najczęściej osoby zgłaszając się na szczepienia.
Przy tworzeniu wszystkich dopuszczonych dotychczas do stosowania szczepionek przeciw COVID-19 naukowcy skupili się na szczytowym białku S koronawirusa SARS-CoV-2. To za jego pomocą koronawirus przedostaje się do ludzkich komórek i wywołuje zakażenie. Opracowane i stosowane już szczepionki zawierają w sobie materiał genetyczny, który jest „przepisem” właśnie na produkcję białka S.
W przypadku szczepionki Pfizera/BioNTechu są to fragmenty kwasu nukleinowego mRNA – to one są wstrzykiwane do organizmu.
Po podaniu szczepionki nasze komórki zaczynają produkować koronawirusowe białko S. Trafia ono m.in. do węzłów chłonnych, które są ważnym elementem układu odpornościowego. Ten zaalarmowany pojawieniem się obcych białek rozpoczyna produkcję m.in. wymierzonych w białko przeciwciał i limfocytów typu T. Gdy dojdzie do zakażenia prawdziwym koronawirusem, układ odpornościowy będzie już na niego przygotowany i może zdusić infekcję w zarodku.
Kilka dni temu twórca szczepionki i założyciel BioNTechu Ugur Sahin przyznał, że obserwacje u osób, które otrzymały jego szczepionkę, wskazują na to, że z czasem odpowiedź układu odpornościowego słabnie.
– Naszym zdaniem konieczne będzie podanie trzeciej dawki – powiedział.
W momencie rejestracji szczepionki BioNTechu jej skuteczność określono na blisko 95 proc. Tak pokazały badania kliniczne.
W środę na łamach magazynu „The New England Journal of Medicine” pojawiły się wyniki najnowszych badań potwierdzające, że szczepionka Pfizera/BioNTechu w 95 proc. zapewnia ochronę przed brytyjskim oraz południowoafrykańskim wariantem koronawirusa SARS-CoV-2.
– Obserwacje wskazują jednak, że po upływie pół roku skuteczność ta zmniejsza się do blisko 91 proc. Potrzebujemy więc podania trzeciej dawki, by skuteczność szczepionki osiągnęła 100 proc., zapewniając już pełną ochronę – przekonywał Sahin.
Obecny schemat szczepień preparatem Pfizera/BioNTechu wymaga podania dwóch dawek, przy czym druga podawana jest po upływie minimum trzech tygodni od pierwszej. Szef BioNTechu uważa, że trzecia dawka powinna zostać podana 9-12 miesięcy od zaszczepienia pierwszą dawką.
Sahin poinformował także, iż jego firma sprawdza obecnie skuteczność szczepionki przeciw indyjskiemu wariantowi COVID-19.
– Ma on jednak mutacje, które badaliśmy już wcześniej i przeciwko którym nasza szczepionka okazała się skuteczna – mówił.
W środę władze Kanady poinformowały, że od 10 maja preparatem Pfizera/BioNTechu zaczną być szczepione dzieci w wieku 12-15 lat . W najbliższych dniach podobną decyzję ma podjąć amerykańska FDA.
Moderna
Zarówno po podaniu szczepionki Pfizera, jak i Moderny zanotowano kilka poważnych powikłań – silnych reakcji anafilaktycznych (miało to miejsce głównie w USA). Jak podkreślają jednak służby medyczne, dotyczyły one osób, które wcześniej przechodziły już reakcje anafilaktyczne, były świadome ryzyka i wyposażone w ampułkozastrzyki z adrenaliną.
Lekarze apelują, by wszystkie osoby, które wiedzą, że są uczulone na którykolwiek składnik szczepionki (jej skład znajduje się w ulotce) lub przechodziły wcześniej reakcje anafilaksji, bezwzględnie poinformowały o tym lekarza podczas kwalifikacji do szczepień.
AstraZeneca
Głównym elementem szczepionki opracowanej wspólnie przez firmę AstraZeneca i Instytut Jennera z Oksfordu są specjalnie zmodyfikowane adenowirusy. Dzięki modyfikacjom genetycznym są one w stanie wniknąć do ludzkich komórek, ale nie wywołują choroby. Ich jedynym zadaniem jest dostarczenie materiału genetycznego koronawirusa odpowiadającego za produkcję szczytowego białka S.
Po podaniu szczepionki ludzkie komórki same zaczynają produkować to białko. Podobnie jak w przypadku szczepionki Pfizera czy Moderny stanowi to sygnał do alarmu dla układu odpornościowego. W odpowiedzi na pojawienie się obcych białek rozpoczyna on produkcję wymierzonych w nie przeciwciał. Gdy dojdzie więc do zakażenia prawdziwym koronawirusem, układ odpornościowy będzie już na niego przygotowany i może zdusić infekcję w zarodku.
Podobną technikę wykorzystano przy tworzeniu szczepionki Johnson & Johnson (a właściwie przez firmę Janssen będącą częścią J&J).
Zasadniczą różnicą jest to, że szczepionka J&J wymaga podania jednej dawki, a preparat AstraZeneki – dwóch. Dla wielu osób wadą szczepionki AstraZeneca jest również to, że na drugą dawkę trzeba obecnie czekać nawet dwanaście tygodni.
To właśnie wobec szczepionek AstraZeneki oraz J&J pojawiły się w ostatnich tygodniach największe wątpliwości i obawy. Związane one były z przypadkami powikłań zakrzepowych po zaszczepieniu oboma preparatami.
Europejska Agencja Leków przyznała w końcu, że możliwy jest związek pomiędzy szczepionkami AstraZeneki oraz Johnson & Johnson a rzadkimi powikłaniami zakrzepowymi. EMA nie zakazała stosowania szczepionki, zaleciła natomiast umieszczenie ostrzeżenia przed tymi powikłaniami w opisie szczepionek. Podobną decyzję podjęła kilka dni później amerykańska FDA.
Chodzi o niezwykle rzadkie i przebiegające dość nietypowo powikłania dotyczące m.in. naczyń żylnych w mózgu. Dochodzi w nich również do zmniejszenia liczby płytek krwi.
Przypominają tzw. małopłytkowość poheparynową (heparin-induced thrombocytopenia – HIT). Być może powikłania są wynikiem nieprawidłowej reakcji układu odpornościowego na podanie szczepionki – uważają przedstawiciele EMA.
Agencja uznała, że w sytuacji, gdy mamy do czynienia z kilkuset takimi powikłaniami na dziesiątki milionów osób, które otrzymały te dwie szczepionki, w obliczu pandemii dotykającej setki milionów ludzi na świecie korzyści z przyjęcia obu szczepionek przewyższają ewentualne ryzyko.
Unia Europejska oficjalnie nadal nie rezygnuje ze szczepionek AstraZeneki oraz Johnson & Johnson, ale coraz mocniej stawia na szczepionki typu mRNA .
EMA przypomina, że z lekarzem natychmiast powinny się skontaktować osoby, u których po podaniu szczepionki przeciw COVID-19 wystąpiły następujące objawy:
- problemy z oddychaniem (płytki oddech, duszność),
- ból w klatce piersiowej,
- opuchlizna w obrębie nogi,
- utrzymujący się ból brzucha,
- objawy neurologiczne, w tym bardzo silny i nieustępujący ból głowy oraz zaburzenia widzenia,
- małe wybroczyny na skórze poza miejscem podania szczepionki.
Chińska szczepionka Sinovac
Szczepionka Sinovacu jest bardziej tradycyjna niż wymienione wyżej preparaty. Działa na podstawie mechanizmu znanego od dekad, wykorzystywanego do produkcji szczepionek m.in. przeciwko polio, wściekliźnie czy tężcowi.
Szczepionym osobom podaje się oryginalnego wirusa, który został „zabity” (inaktywowany), tj. pozbawiony możliwości replikowania się i namnażania w komórkach organizmu.
Chińscy naukowcy pobierają próbki koronawirusa SARS-CoV-2 od chorych i w bioreaktorach namnażają go w hodowlach komórkowych (to komórki małpich nerek). Potem wydzielają wirusy z bioreaktorów i je „zabijają” za pomocą beta-propiolaktonu, substancji, która wiąże się z materiałem genetycznym wirusa i blokuje działanie jego genów. Do inaktywowanych wirusów dodaje się jeszcze adiuwanty, czyli substancje, które wzmacniają odpowiedź immunologiczną organizmu.
Zaletą tej technologii (oprócz tego, że stosuje się ją od lat) jest łatwość przechowywania wyprodukowanych dzięki niej preparatów. Szczepionka Sinovacu nie wymaga mrożenia, można ją przechowywać w zwykłej lodówce, w temperaturze 2-8 st. C.
Problemem są rozbieżności w ocenie skuteczności chińskiej szczepionki.
W sumie uznaje się, że skuteczność ta wynosi ok. 65 proc. Jej producenci zapewniają jednak, że w prawie 100 proc. chroni ona przed najcięższymi postaciami COVID-19 i zgonem z powodu choroby.
Novavax
Już od ponad dwóch miesięcy zarówno Europejska Agencja Leków, jak i amerykańska FDA gromadzą i analizują informacje z badań klinicznych szczepionki opracowanej przez Novavax, firmę biotechnologiczną z Gaithersburga w stanie Maryland.
Znane są wyniki trzeciej fazy badań klinicznych przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii, w których udział wzięło 15 tys. ochotników. Wskazują one na skuteczność szczepionki w ochronie przed COVID-19 na poziomie 89,3 proc. Jest to więc skuteczność zbliżona do dopuszczonych już do użytku szczepionek Moderny oraz Pfizera/BioNTechu.
Szczepionka okazała się skuteczna m.in. w przypadku odmian z Wielkiej Brytanii i RPA.
Mechanizm działania szczepionki Novavaxu różni się od wymienionych wcześniej. Biotechnolodzy tej firmy postanowili nie wstrzykiwać ludziom genetycznego „przepisu” na białko S, ale już gotowe białko, które jest w stanie od razu wywołać reakcję układu odpornościowego. Proces jego wytwarzania jest skomplikowany.
Najpierw geny (fragment kwasu RNA) odpowiedzialne za produkcję białka szczytowego koronawirusa są wstrzykiwane tzw. bakulowirusom. Następnie zmodyfikowanymi bakulowirusami zakaża się komórki ćmy (bakulowirusy w przyrodzie atakują właśnie owady). W tychże komórkach rusza produkcja białek szczytowych, które formują słynne już kolce, od których białko S wzięło swoją nazwę (spike protein).
Na kolejnym etapie wyjmuje się białka szczytowe z komórek ciem i formuje z nich nanocząsteczki. Następnie wstrzykuje się je człowiekowi.
Szczepionka NVX-CoV2373 wymaga podania dwóch dawek. Wstrzykuje się ją w mięsień naramienny.
Oprócz białek S koronawirusa sformowanych w nanocząsteczki zawiera ona również adjuwant, czyli substancję wzmacniającą odpowiedź układu odpornościowego.
W tym przypadku za adjuwant posłużył ekstrakt uzyskany z mydłodrzewu właściwego.
Jak wyjaśniają twórcy szczepionki, stanowi on zachętę dla komórek układu odpornościowego, które szybciej przemieszczają się w miejsce podania szczepionki i silniej na nią reagują.
Szczepionka może być przechowywana w standardowej medycznej lodówce, w temperaturze 2-8 st. C.